CUDA I ŁASKI » Refleksje » + S. Anna, mniszka karmelitanka bosa z Islandii

+ S. Anna, mniszka karmelitanka bosa z Islandii

Od 10 lat moim domem jest Karmel Niepokalanej Pani Jasnogórskiej i św. Józefa na Islandii. Wspominając miniony czas, wciąż na nowo odkrywam piękno powołania - powołania do MIŁOŚCI. Zachwycam się dobrocią, cierpliwością i wrażliwością Jezusa, z jaka realizował swoje plany względem mnie. Podziwiam precyzję Jego działania i sposób, w jaki posłużył się Maryją, by uczynić mnie szczęśliwą. To ONA od dziecięcych lat w tajemniczy sposób pociągała mnie do siebie. Ale czas dziecięcej fascynacji szybko się skończył. Zaczęłam doświadczać problemów typowych dla nastolatki. Do tego dołączyła się również zmiana miejsca zamieszkania, środowiska, szkoły. Te wszystkie wydarzenia spowodowały we mnie wewnętrzny kryzys. Zdawało mi się, że Jezus nie interesuje się mną, więc i ja przestałam interesować się Nim. Pod względem ,,prawnym” (wypełnienia przykazań Bożych) chciałam być jednak w porządku – „oddać Bogu to co należy do Boga” - stąd nie opuszczałam niedzielnej mszy św., a miejscem wypełniania tego „przykrego” obowiązku było Sanktuarium Matki Bożej Leśniowskiej. Jednak z czasem zaczęłam polecać Matce Bożej swoje sprawy. Ona zmieniła mój sposób widzenia świata i wartościowania. I tak pobudziła mnie na nowo do modlitwy, przez którą OSOBA JEZUSA stawała się dla mnie coraz bardziej żywa, ludzka, bliska oraz współczująca. Całym sercem wołałam, aby Jezus przemienił mnie, ogarnął moje serce swą miłością i stał się moim jedynym Panem. Owo doświadczenie rodziło we mnie pragnienie (już nie obowiązek) częstszego kontaktu z Jezusem przez uczestnictwo w Jego sakramentach, czy też w spotkaniach grup modlitewnych.


Również w tym samym czasie Matka Boża Leśniowska postawiła na mojej drodze życia osobę duchowną, która pomagała mi w odkrywaniu i poznawaniu planów Bożych względem mnie. Nieustannie czułam na sobie pełne miłości spojrzenie Jezusa, które wlewało we mnie pokój pośród niepewności co do moich dalszych losów. Jezus, przez różne wydarzenia dawał mi do zrozumienia, ze kocha mnie miłością niepodzielną, oblubieńczą i pragnie mnie mieć tylko dla siebie. Wtedy też zaczęłam dostrzegać, że również moja miłość do Niego nabrała innych kształtów. Zaczęłam Go traktować nie tylko jako Przyjaciela, ale przede wszystkim jako Kogoś z kim pragnę spędzić resztę mojego życia, dzielić radości i troski, dla kogo pragnę żyć, bez kogo życie nie miałoby sensu i czułabym się nieszczęśliwa, za kim tęsknię, kogo pragnę i kogo kocham. Ludzie często szukają swojej drugiej „połówki”, której mogliby ofiarować siebie i kochać ją. Dla mnie tą „POŁÓWKĄ” , która tworzyła całość z moim sercem był JEZUS. Wypełniona tym szczęśliwym „zwiastowaniem” jeszcze bardziej wsłuchiwałam się w Jego głos, który wskazywał drogę do realizacji naszego wspólnego szczęścia.
Wówczas to głębiej uświadomiłam sobie swój związek z Maryją. Zrozumiałam, że to nie przypadek, że urodziłam się w wigilię uroczystości Matki Bożej Częstochowskiej. Jakież było moje zdziwienie, gdy po latach okazało się, że dom, który Maryja dla mnie przygotowała jest właśnie pod wezwaniem Pani Jasnogórskiej.

Dzień moich narodzin kryje w sobie jeszcze inną historię. Wiem, że mama miała kłopoty z donoszeniem ciąży. Lekarze próbowali przekonać ją, by ratowała raczej swoje życie, czemu ona kategorycznie się sprzeciwiła. Już wtedy powierzyła mój los Matce Bożej Leśniowskiej. Urodziłam się jako wcześniak z nikłymi szansami na przeżycie. Gorliwa modlitwa mojej mamy do Matki Bożej i (o dziwo!) do św. Tereni od Dzieciątka Jezus - karmelitanki bosej - sprawiła, że szczęśliwie przebrnęłam przez wszystkie komplikacje zdrowotne. Historia ta, przemówiła do mnie z nową mocą, kiedy stanęłam przed wyborem drogi życiowej. Zobaczyłam jasno, że św. Terenia „ścigała” mnie już od narodzin. Dziś mam nie zachwianą pewność, że Matka Boża Leśniowska i św. Terenia to dwie wielkie Kobiety, którym po Bogu, zawdzięczam życie.

Myślę, że nie mniejsze znaczenie miał fakt przyjęcia Szkaplerza karmelitańskiego w Sanktuarium Leśniowskim. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że w ten sposób Maryja podprowadza mnie pod próg Karmelu. Pragnę tu dodać, że zaskakującym dla mnie odkryciem był fakt, iż Sanktuarium Leśniowskie w XVIII wieku przez krótki czas było własnością Karmelitów bosych, o czym dowiedziałam się niedawno.

Nie tylko znaki, które otrzymywałam, ale i moje wewnętrzne przekonanie wskazywało Karmel jako miejsce, gdzie miałam spędzić resztę życia, a wkrótce stało się to moim wielkim pragnieniem. Jednak minęło jeszcze kilkanaście miesięcy zanim zapukałam do konkretnych drzwi.

Po maturze nastąpił czas oczekiwania. Miałam wrażenie, że Jezus trochę odwleka chwilę mojego wstąpienia, co jeszcze bardziej potęgowało tęsknotę za Nim. Trochę zagubiona w całej sytuacji postanowiłam napisać do sióstr Karmelitanek bosych na Islandii, prosząc o wsparcie modlitewne. Znałam je (może od roku) z opowieści zaprzyjaźnionego z nimi zakonnika i to właśnie od niego otrzymałam ich adres. Po wymianie kilku listów poczułam szczególną więź i bliskość (pomimo odległości) z tą wspólnotą. Zrozumiałam, że to właśnie Maryja przeznaczyła mi to miejsce już od wieków, bo Ona w szczególny sposób rozciąga płaszcz swej opieki nad Karmelem.

Pamiętam dzień w styczniu 1997 roku, kiedy to Jezus ostatecznie i konkretnie zaprosił mnie do poślubienia Go na wieki w Karmelu na Islandii. Moja odpowiedz była zdecydowana i natychmiastowa. Był to najszczęśliwszy dzień, na który czekałam od dawna z utęsknieniem.

Zaskakującą niespodzianką, uśmiechem Leśniowskiej Pani, było dla mnie wstąpienie do naszego domu na Islandii trzech moich koleżanek a było to tym bardziej niezwykłe, ze nic nie wiedziałyśmy o swoich planach na przyszłość. Każda z nas trzymała to w tajemnicy.

Cud Bożej Miłości, który dokonywał i dokonuje się we mnie pod płaszczem Maryi rodzi w mym sercu głęboką radość i wdzięczność za dar powołania, piękno Karmelu, które nieustannie odkrywam i siostrzaną wspólnotę, w której żyję.


s. Anna
mniszka karmelitanka bosa z Islandi

+ powrót